Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/307

Ta strona została uwierzytelniona.
—   307   —

Głuchy jęk rozległ się za nimi, spostrzegli kobietę zemdloną; panna La Valliere wszystko widziała i słyszała.
— Biedna kobieta! — zawołał d‘Artagnan, dopomagając kobietom, aby przenieść ją do karety. — Dla niej odtąd same już cierpienia pozostały.
Tegoż dnia wieczorem d‘Artagnan siedział u stołu królewskiego, obok Colberta i księcia d‘Alameda.
Król był bardzo wesoły, prawił tysiące grzeczności królowej i księżnie, siedzącej po lewej jego stronie i bardzo smutnej; zdawało się, że wrócą do czasów, w których król śledził w oczach matki potwierdzenia lub zganienia tego, co powiedział.
O kochankach nie było wzmianki, król odzywał się po kilkakroć do Aramisa, nazywając go ambasadorem, co powiększyło i tak już wielkie zdziwienie d‘Artagnana, że jego przyjaciel tak mile był przyjęty u dworu.
Król, wstając od stołu, podał rękę królowej, i dał znak Colbertowi, który widocznie go oczekiwał.
Colbert odprowadził na stronę Aramisa i d‘Artagnana, król zaczął rozmowę z bratową, kiedy książę, rozmawiając z roztargnieniem z królową, rzucał niespokojnym okiem to na króla, to na żonę.
Colbert, Aramis i d‘Artagnan rozmawiali o obojętnych przedmiotach.
Król, odprowadziwszy na stronę księżnę, głosem tak słodkim, że przypomniał jej czasy w których była dla samej siebie tylko kochaną, rzekł:
— Siostro!... dlaczegóż twe piękne oczy płakały?
— Ale, Najjaśniejszy Panie... — rzekła.
— Nieprawdaż, moja siotro, że książę jest zazdrosny?
Spojrzała w stronę, gdzie był mąż, a spojrzenie to było nieomylnym znakiem, że o nim rozmawiają.
— Tak!... — rzekła.
— Posłuchaj mię, jeżeli twoi przyjaciele kompromitują cię trochę, jest to winą twego męża.
Słowa te wyrzekł z taką czułością, że księżna ośmielona,