Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.
—   310   —

— To chyba musiałabym pojechać do Londynu, kochany bracie.
— Myślałem już o tem — rzekł król z żywością — i, zdaje mi się, że ta podróż rozerwie cię trochę.
— Ale, może być — wtrąciła księżna — że mi się to nie uda, król angielski ma bardzo niebezpiecznych doradców.
— Chyba doradczynie, chciałaś powiedzieć.
— Tak właśnie, a jeżeliby przypadkiem Wasza Królewska Mość miał zamiar, przyznam to tylko, żądać tej przyjaźni dla prowadzenia wojny...
— Wojny?...
— Tak, wówczas doradczynie króla, których jest siedem, jako to: panna Stewart, panna Weis, panna Gwyn, pani Orchay, panna Zunga, pani Daws i hrabina de Castelmaine, przedstawią królowi, że wojna kosztuje dużo pieniędzy, że lepiej za nie dawać bale i obiady w Hampton-Court, aniżeli uzbrajać okręty w Portsmout i Grenwich.
— A wówczas twoja propozycja upadnie.
— O!... te panie wszystkie, czego tylko serce nie proponuje, wniwecz obracają.
— Czy wiesz, moja siostro, co mi przyszło na myśl?...
— Słucham.
— Że, dobrze poszukawszy, możebyś znalazła w swoim domu jaką doradczynię, i tam ją zawiozła, a jej wymowa zniszczyłaby może złe chęci tamtych siedmiu.
— Świetny pomysł — zawołała księżna — co myślisz, panna de Keroualle?....
— A tak — rzekł Ludwik XIV-ty — znalazłaś, moja siostro.
— Wezmę ją więc z sobą, a spodziewam się, że nie będzie tego żałowała.
— Bynajmniej, tymczasem mianuję ją pełnomocną uwodzicielką i dodam do tego tytułu i dobra... tak, widzę cię już w drodze, moja siostrzyczko, pocieszoną po zmartwieniach.
— Pojadę, ale pod dwoma warunkami: pierwszy, że będę wiedzieć, o co mam traktować?...