Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.
—   34   —

mówiły: „Potwierdzam“! Ale mówię otwarcie, że, chociażby pan Fouquet był ostatnim z ludzi, osoba jego święta jest dla króla, gdyż król jest jego gościem!... gdyby dom jego był jaskinią zbójców, kryjówką fałszerzy monet, jest świętym i nietykalnym, gdyż żona jego w nim mieszka, a schronienia tego kat nie powinien gwałcić!
Ludwik ucałował rękę La Valliere, padając przed nią na kolana.
— Jestem zgubiony — pomyślał Colbert.
Lecz nagle twarz jego rozjaśniła się!
I kiedy król, osłonięty cieniem odwiecznej lipy, ściskał La Valliere z wyrazem szczerej miłości, Colbert najspokojniej przerzucał notatki w pugilaresie, skąd wyciągnął papier, złożony w kształcie listu, trochę wprawdzie zżółkły, lecz wielkiej zapewne ceny dla niego, gdyż intendent uśmiechnął się, rzucił złośliwym wzrokiem na króla i na La Valliere, uszczęśliwionych sobą, a oświeconych zbliżającemi się pochodniami.
Król, spostrzegłszy światło, rzekł do La Valliere:
— Odejdź, Ludwiko!... bo nadchodzą!
— Pani, pani, nadchodzą — dodał Colbert, ażeby przyspieszyć odejście La Valliere.
Ludwika zniknęła między drzewami, a kiedy król, klęczący przed nią powstał:
— A!.. panna La Valliere coś zgubiła — rzekł Colbert.
— Co takiego?.. — spytał król.
— Jakiś papier, czy list, coś białego. Oto leży, Najjaśniejszy Panie!...
Król schylił się i podjął list, który zgniótł w ręku.
W tej chwili pochodnie przemieniły noc w jasny dzień.