Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
—   36   —

— Co ci jest, Najjaśniejszy Panie? — zapyta uprzejmie nadintendent.
— Nic! — odpowiedział król.
— Lękam się, czy Wasza Królewska Mość nie jest cierpiącym?
— Istotnie cierpię, jużem to panu powiedział. Ale to nic nie szkodzi.
I, nie czekając końca ogni sztucznych, król zwrócił się ku pałacowi. Fouquet towarzyszył królowi i wszyscy udali się za nimi. Ostatnie race smutno, bo tylko dal siebie błysnęły.
Nazajutrz był dzień odjazdu, należało więc, ażeby gospodarze podziękowali gościowi. Jedyne uprzejme wyrazy, na jakie król mógł się zdobyć, żegnając Fouqueta, były:
— Wkrótce będziesz pan miał ode mnie wiadomość, każ, proszę cię, przyjść do mnie panu d‘Artagnan.
I krew Ludwika XIV, dotąd hamowana, zakipiała w jego żyłach i gotów był kazać zamordować Fouqueta, tak jak jego poprzednik kazał to uczynić z marszałkiem d‘Ancre.
To też pokrył okropne postanowienie uśmiechem królewskim, zwykłym poprzednikiem podobnych zamiarów. Fouquet pocałował rękę króla, Ludwik zadrżał, lecz nie wzbronił mu tego.
W pięć minut potem d‘Artagnan, którego zawiadomiono, wszedł do pokoju Ludwika XIV-go. Aramis i Filip byli w swoim pokoju, zawsze uważnie słuchając. Król nie dał nawet czasu zbliżyć się kapitanowi muszkieterów do krzesła, na którem siedział, i sam podbiegł ku niemu.
— Urządź tak, aby tu nikt nie wchodził.
— Dobrze, Najjaśniejszy Panie — rzekł d‘Artagnan, który jednym rzutem oka pojął wzburzony wyraz twarzy króla.
Wydał stosowny rozkaz, a wróciwszy do króla, zapytał:
— Cóż to się stało u Waszej Królewskiej Mośći?
— Wielu pan masz z sobą ludzi? — zapytał król, nie odpowiadając na jego zapytanie.
— Mam muszkieterów!
— Kogóż więcej?
— Dwudziestu z gwardji i trzynastu szwajcarów!