— Nie, to podziemne przejście!
— Które prowadzi?...
— Idź za nami!
— Nie ruszę się stąd ani krokiem!... — krzyknął król.
— Jeżeli będziesz się nam opierał, mój mały przyjacielu — rzekł tłuściejszy z nich — zawinę cię w mój płaszcz i poniosę, a jeżeli cię tam uduszę, sam temu będziesz winien.
I, mówiąc to, wysunął z pod płaszcza rękę, grożącą królowi, którą Milon z Krotony chętnieby chciał posiadać, w dniu, w którym przyszedł mu do głowy nieszczęśliwy pomysł skruszenia ostatniego swojego łańcucha. Król przeląkł się gwałtu, gdyż zrozumiał, że ludzie, w których mocy się znajdował, nie posunęliby się tak daleko, ażeby chcieli tylko skończyć na zastraszeniu go, potrząsnął więc głową i rzekł:
— Zdaje się, że wpadłem w ręce zbójców. Idźmy więc.
Trzymający lampę poprzedzał króla, drugi szedł za nim.
Tak przechodzili przez długą i krętą galerję, ozdobiona tylu schodami, ile ich znaleźć można w ciemnych i tajemniczych pałacach Anny Radcliff. Wszystkie te krążenia, podczas których król słyszał nieraz szumiącą wodę nad głową, doprowadziły do korytarza, zamkniętego żelaznemi drzwiami, które człowiek, niosący lampę, otworzył kluczem, wiszącym mu u pasa. Kiedy drzwi te otworzyły się, Ludwik uczuł balsamiczny zapach, jaki wydają w nocy drzewa po gorącym dniu letnim. Chwilę zatrzymał się, wahając, ale ogromny strażnik, postępujący za nim, wypchnął go z podziemia.
— Jeszcze jedna zniewaga!... — rzekł król, obracając się do dopuszczającego się tak zuchwałego czynu, jakim było dotknięcie monarchy. — Cóż chcecie zrobić z królem Francji?
— Staraj się zapomnieć tych słów — rzekł człowiek, niosący lampę, głosem tak stanowczym, że nie dopuszczał żadnej odpowiedzi, jak niegdyś sławne wyroki Minosa!
— Powinienbyś na pal być wbity, za słowa, któreś wymówił — rzekł olbrzym, gasząc światło, które mu oddał jego towarzysz. — Szczęście, że król jest pełen ludzkości!
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.
— 43 —