— Nie powtarzaj podobnych rzeczy, kochany Baisemeaux, gadasz bowiem jak dziecko! gdzież masz rozkaz, który otrzymałeś względem Marchialego?
Baisemeaux wyjął go z szafki. Aramis pochwycił go, rozdarł, a kawałki spalił przy palącej się lampie.
— Co robisz, wasza ekscelencjo!... — krzyknął Baisemeaux przerażony.
— Rozważ tylko okoliczności, kochany Baisemeaux — rzekł Aramis spokojnie — a przekonasz się, że to bardzo naturalne. Nie masz już rozkazu, usprawiedliwiającego uwolnienie Marchialego.
— A! mój Boże! nie mam! jestem zgubiony!
— Bynajmniej, gdyż przywiozłem ci napowrót Marchialego, a skorom go przywiózł, to tak zupełnie, jakgdyby on stad nie wyjeżdżał.
— Ależ dlaczegóż wreszcie, skoro wasza ekscelencja wziąłeś mi Marchialego, przyprowadzasz go teraz znowu!... — zawołał nieszczęśliwy gubernator, udręczony i zafukany.
— Dla człowieka tak wiernego Najjaśniejszemu Panu i dla takiego, jak ty przyjaciela, nie mam tajemnicy.
I Aramis, zbliżywszy się do Baisemeaux, — rzekł zcicha:
— Wiesz zapewne, jak bardzo ten nieszczęśliwy podobnym jest do...
— Do króla i cóż?
— Otóż wiesz, jakie były pierwsze jego wyrazy? wiesz, co utrzymywał? zgadnij?
— Jakże chcesz, ażebym zgadł?
— Utrzymywał, że on jest królem Francji!
— O! nieszczęśliwy!.. — zawołał Baisemeaux!
— I, przebrawszy się w suknie podobne królewskim, wystąpił jako pretendent do korony?
— O! nieba!
— Otóż dlatego przywożę ci go napowrót. Ma pomieszanie zmysłów, i każdemu jedno i to samo powtarza.
— Cóż więc robić?
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.
— 46 —