Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.
—   49   —

aksamitnem krześle. Nie stracił jeszcze nic ze swego majestatu. Bóg, który go nie ukarał, nie może mnie karać, kiedym nic nie zrobił.
Szczególny szelest zwrócił uwagę młodzieńca. Obejrzał się i spostrzegł na kominie, pod niezgrabnie na ścianie odmalowanym krzyżem, ogromnego szczura. Król zląkł się, uczuł odrazę, krzyknął i krzyk ten przywrócił mu zupełną przytomność.
Ludwik poznał, że żyje, że jest przy zdrowych zmysłach, przekonał się o naturalnem swem istnieniu.
— Więźniem jestem!.. — krzyknął — ja!.. ja!.. więźniem!....
Szukał oczyma dzwonka, aby kogo zawołać.
— Niema w Bastylji dzwonków — rzekł — a ja jestem zamknięty w Bastylji. Ale jakimże to się stało sposobem?... Niezawodnie jest to spisek Fouqueta!... Byłem do Vaux zwabiony w sidła. Ae Fouquet nie mógł tu sam jeden działać!... jego wspólnik.... ten głos.... tak, to był d‘Hebray, poznałem go. Colbert miał słuszność!... Ale czegóż chce Fouquet?... panować na mojem miejscu?.. niepodobna!.... ale któż wie!... — rzekł król zadumany. — Brat mój, książę Orleański, może tak postępuje względem mnie, jak postępował całe życie stryj mój przeciw mojemu ojcu!... ależ królowa?... ależ moja matka?.. ależ La Valliere?... a... La Valliere!... ją zapewne wydano na łup księżny!.. biedne dziecię!.. tak!.. niezawodnie!..i ją zapewne jak i mnie zamknięto! jesteśmy na wieki rozłączeni!
I na tę myśl kochanek zaczął wzdychać, płakać i narzekać.
— Ależ przecie jest tu gubernator!... — rzekł król z wściekłością. — Będę z nim mówił, zawołajmy.
Wołał, lecz na głos jego nikt nie odpowiedział. Porwał krzesło i tłukł niem w grube drzwi dębowe.
Po godzinie wreszcie usłyszał na korytarzu za drzwiami jakiś szelest i gwałtowne uderzenie w jego drzwi wstrzymało go od ponowienia ciosów.
— Cóż to, oszalałeś?... zawołał gruby głos — co cię tak opanowało dziś rano?