Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.
—   53   —

trzecie, że król kocha i pana Colberta i pannę La Valliere. Ha! to człowiek zgubiony! ale czyż ja, człowiek prawy, mam mu położyć nóż na gardle, dlatego, że upada z intryg kobiecych i kancelaryjnych. E! pfe! jeżeli on rzeczywiście jest tak niebezpiecznym, to go zmiotę; jeżeli jednak jest tylko niesłusznie prześladowany no! to zobaczę.
I d‘Artagnan udał się do pana Fouqueta, który, pożegnawszy towarzystwo, zabierał się spokojnie do spoczynku, po pochwałach dnia tego zdobytych. Fouquet już był w ręku swego kamerdynera, kiedy d‘Artagnan pokazał się we drzwiach. D‘Artagnan nigdy nie mógł spowszechnieć u dworu; chociaż go widywano wszędzie i zawsze, przybycie wszakże jego wielkie sprawiało wrażenie. Jest to właściwe niektórym charakterom, że, podobne do grzmotów i błyskawic, zawsze przerażają, czy są spodziewane, czy nie.
— Patrzcież! wszak to pan d‘Artagnan — rzekł Fouquet, już się rozbierając.
— Do usług pańskich — odpowiedział muszkieter.
— Wejdźże! proszę pana.
— Dziękuję!
— Może potrzeba ci czego? Może mogę czem służyć, kapitanie?
Wyrazy te oznaczały niezaprzeczenie:
— Mój kochany d‘Artagnan, idź spać i pozwól mi to samo uczynić.
D‘Artagnan jakby tego nie pojmowował.
— Już się pan kładziesz spać?... — rzekł do nadintendenta.
— Tak! czy masz mi pan co do powiedzenia?
— Nic, panie! nic! A Więc pan tutaj śpisz?
— Jak pan widzisz!
— Ależ piękną pan dla króla urządziłeś zabawę!
— Czy król jest z niej zadowolony?
— Oczarowany.
— Czy prosił pana, abyś mi o tem powiedział?
— Nie wybrałby na to tak mało znaczącego posłańca!
— Ubliżasz sobie, panie d‘Artagnan.