— Król!... wczorajszy.
— Król wczorajszy?... zajął miejsce swej ofiary w Bastylji.
Fouquet wydał jęk przytłumiony, jakby mu kto zadał niewidzialny cios i, ściskając konwulsyjnie głowę rękami:
— I tyś to uczynił?... — zapytał.
— Dosyć zręcznie, cóż myślisz o tem?
— Zepchnąłeś króla z tronu i uwięziłeś go?
— Tak.
— I czynu tego dokonano tu, w Vaux?
— Tu, w Vaux, w pokoju Morfeusza, czyż on nie jest jakby umyślnie na to zbudowany?
— W Vaux?... u mnie?... — rzekł Fouquet przytłumionym głosem.
— Ależ tak, u ciebie, bo to twój dom, od chwili, jak pan Colbert nie może ci go wydrzeć.
— A więc tu, u mnie, dopełniono tej zbrodni?..
— Tej zbrodni?... — rzekł Aramis osłupiały.
— Tej okropnej zbrodni!... — mówił Fouquet z wzrastającem uniesieniem — zbrodni okropniejszej nad zabójstwo! zbrodni, która hańbiąc na wieki moje imię, skazuje mię na wzgardę potomności!
— Panie Fouquet, strzeż się!
Fouquet spojrzał śmiało w oczy prałatowi.
— Tak! — rzekł — zhańbiłeś mię, dopełniając tej zbrodni na moim gościu, na tym, który z zaufaniem spoczywał pod moim dachem, a! biada mi!
Aramis powstał, a oczy jego krwią nabiegły.
— Czy mam do czynienia z szaleńcem? — zapytał.
— Masz do czynienia z człowiekiem, który woli zginąć, woli zabić ciebie, niż dopuścić, byś go tak zhańbił.
Aramis podniósł zwolna głowę, a iskra nadziei, raz jeszcze zabłysła w jego oczach.
— Zastanów się pan — rzekł — nad tem, co nas czeka, sprawiedliwość zastała wykonaną, lecz król żyje jeszcze, a więzienie jego zachowuje ci życie.
— Tak — rzekł Fouquet — być może, żeś działał w moim
Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.
— 73 —