Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.
—   87   —

— O!... nie, Najjaśniejszy Panie, gdyż przewidziałem ten rezultat.
— Przewidziałeś, że odmówią ułaskawienia dla tych panów?
— Tak jest, i dlatego przedsięwziąłem stosowne środki.
— Co przez to rozumiesz?... — zawołał król zdziwiony.
— Pan d‘Herblay przybył, że tak powiem oddać się w moje ręce, pan d‘Herblay dał mi szczęście zbawić mego monarchę i państwo, nie mogłem go także wystawić na: sprawiedliwą zemstę Waszej Królewskiej Mości, byłoby to toż samo, co zabić go własną ręką.
— A więc cóżeś zrobił?
— Najjaśniejszy Panie, dałem panu d‘Herblay moje najlepsze konie i cztery godzin czasu, nim jakakolwiek pogoń z rozkazu Waszej Królewskiej Mości pójdzie za nim.
— Niech i tak będzie — pomruknął król — ale świat jest dość wielki i pogoń wysłana przeze mnie, dopędzi ich przecież i zniweczy te cztery godzin pośpiechu.
— Dając im cztery godzin naprzód, dałem im życie i oni je zachowają.
— Jakto?...
— Pędząc cztery godzin naprzód od muszkieterów Waszej Królewskiej Mości, przybędą do mego zamku w Belle-Isle, gdzie dałem im schronienie.
— Mniejsza o to, ale zapomniałeś, żeś mi darował Belle-Isle. Moi muszkieterowie zdobędą wyspę i wszystko będzie skończone.
— Ani muszkieterowie, ani całe wojsko nie dokaże tego, Najjaśniejszy panie — rzekł zimno Fouquet — Belle-Isle jest niezdobyte.
Król posiniał, błyskawica wypadła z jego oczu. Fouquet uczuł, że jest zgubiony, ale nie był on z liczby tych, co się cofają przed głosem honoru. Wytrzymał złowrogi wzrok króla, ten zaś, pokrywszy milczeniem swą wściekłość, rzekł po chwili:
— Jedźmy do Vaux.