Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.
—   94   —

żył się do Anny Austriackiej i słodko, ze wzruszeniem, pełnem szlachetności przemówił:
— Matko, gdybym nie był twym synem, przekląłbym ciebie za to, żeś uczyniła mnie tak nieszczęśliwym.
D‘Artagnan uczuł dreszcz, przejmujący go do szpiku kości.
Z całym szacunkiem skłonił się młodemu księciu, i z głową schyloną, rzekł:
— Wybacz, mi książę, lecz żołnierzem tylko jestem, a przysięgałem temu, co wyszedł z tej komnaty.
— Dzięki ci, panie d‘Artagnan. Lecz co się stało z panem d‘Herblay?
— Wasza książęca mość, pan d‘Herblay jest bezpieczny — odezwał się głos poza nimi — nikt żywy ani umarły nie może sprawić, aby jeden włos spadł z jego głowy.
— Pan Fouquet!... — rzekł ze smutnym uśmiechem książę.
— Przebacz mi książę — przemówił Fouquet, klękając przed nim — lecz ten, który stąd wyszedł, był moim gościem.
— Oto dzielni przyjaciele i uczciwe serca — szepnął z westchnieniem. — Dla nich żałuję świata. Chodź, panie d‘Artagnan, idę za tobą.
Gdy kapitan muszkieterów opuścić już miał komnatę, ukazał się Colbert, który mu wręczył rozkaz królewski i zniknął.
Odczytał go d‘Artagnan i z wściekłością zmiął papier w dłoni.
— Co takiego?... — zapytał młody książę.
— Przeczytaj, Wasza książęca mość — odparł muszkieter.
Filip odczytał te słowa, skreślone naprędce ręką Ludwika XIV-go.
„Pan d‘Artagnan zawiezie więźnia na wyspę Ś-tej Małgorzaty. Twarz zasłoni mu maską żelazną, której więzień pod karą śmierci nie będzie mógł zdjąć.“
— Słusznie — z poddaniem rzekł Filip. — Jestem gotowy.
— Miał słuszność Aramis — cichutko przemówił Fouquet do d‘Artagnana — ten jak i tamten zarówno jest królem.
— Więcej!... — dorzucił muszkieter. — Brak mu tylko mnie i pana.