Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

haracz, którego po dwakroć płacić nie będę; pozwól mi tonąć w boleści, niechaj w niej siebie zapomnę, niech rozum mój w niej utopię. Ludwika upadła! Ludwika nikczemna! A! panie, to okrutniejszem jest dla mnie, niż Raul opuszczony, Raul nieszczęśliwy.
Wtedy Athos używał trucizny jako lekarstwa. Brał stronę Ludwiki i przewrotność jej usprawiedliwiał miłością.
— Kobieta, która oddałaby się królowi dlatego, że jest królem — mówił on — zasługiwałaby na nazwę nikczemnej; lecz ona kocha Ludwika. Oboje młodzi, zapomnieli, on o swem stanowisku, ona o swoich przysięgach. Miłość rozgrzesza, Raulu. Oni kochają się szczerze.
Athos nie chciał aby obrażony kochanek zapomniał o czci, należnej królowi. A kiedy Bragelonne, rozgorączkowany, rozszalały, ponury, z obrazą mówił o słowach królewskich, o wierze zwodniczej, jaką szaleńcy pokładają w przyrzeczeniach, spływających z tronu, kiedy myślą przeskakując dwieście lat jął przeprowadzać, że przyjdzie czas innych pojęć, Athos mówił mu głosem jasnym i przekonywującym:
— Masz rację, Raulu, stanie się kiedyś, jak mówisz, bo i gwiazdy blask swój tracą, gdy czas ich się wypełni. Lecz nas już wtedy nie będzie,Raulu; a zapamiętaj to, co mówię: Na tym świecie potrzeba, aby wszyscy mężczyźni, kobiety i królowie, żyli w teraźniejszości; w przyszłości żyć powinniśmy tylko dla Boga.
Taka była rozmowa Athosa z Raulem, przechadzających się w długiej alei lipowej, gdy nagle zadźwięczał dzwonek, wzywający zwykle hrabiego na posiłek, lub oznajmiający wizytę.
Machinalnie, żadnej nie przywiązując do tego wagi, zawrócił wraz z synem z drogi, a wtem przy końcu alei spotkali się oko w oko z Porthosem i Aramisem.