Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.
—   98   —

młyński, co w proch ścierasz świat cały, a przyjdzie dzień, że jedno ziarnko piasku skądś się weźmie i koła zatrzyma!
— Nie ziarnko piasku, ale raczej djament, Aramisie. Stało się. Cóż myślisz robić?
— Uprowadzam Porthosa. Król nigdy nie zechce uwierzyć, aby ten zacny człowiek działał bezwiednie; nie uwierzy, iż Porthos dopuścił się tego w przekonaniu, że służy sprawie królewskiej; błąd mój głowąby musiał okupić. A ja tego nie chcę.
— Dokąd go uprowadzasz?
— Do Belle-Isle najpierwej. Jest to schronienie niezdobyte. Następnie mam statek dla przebycia morza, bądź do Anglji, gdzie mam dużo stosunków...
— Ty? w Anglji?
— Tak. Lub też do Hiszpanji, gdzie mam ich jeszcze więcej.
— Uwożąc z kraju, rujnujesz go, król bowiem skonfiskuje mu dobra.
— Wszystko już przewidziane. Niechaj się tylko dostanę do Hiszpanji, potrafię pogodzić się z Ludwikiem XIV-tym i wyrobić ułaskawienie dla Porthosa.
— Masz wpływy, Aramisie, jak widzę! — zauważył od niechcenia Athos.
— Niemałe, przyjacielu Athosie, a przedewszystkiem na usługi moich przyjaciół.
Słowom tym towarzyszył serdeczny uścisk ręki.
— Dzięki — odparł hrabia.
— A skoro się o tem zgadało — mówił Aramis — i ty także należysz do malkontentów; ty i Raul macie jakąś urazę do króla. Pójdź za naszym przykładem. Przejedźcie się do Belle-Isle. A potem zobaczymy.... Zaręczam ci, słowem honoru że najdalej za miesiąc wybuchnie wojna pomiędzy Francją a Hiszpanją, z powodu tego syna Ludwika XIII-go, który także jest infantem a którego Francja więzi tak nieludzko. A że Ludwik XIV-ty nie zechce prowadzić o to wojny, zaręczam za układy, które nadadzą Porthosowi i mnie godność grandów