Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T5.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.
—   99   —

hiszpańskich, a tobie, który już nim jesteś, tytuł książęcy. Czy przystajesz?
— Nie; wolę pozostać z moją urazą do króla, jest to duma, rodowi mojemu wrodzona, aby dążyć do wyższości nad rodem królewskim. Uczyniwszy to, co mi radzisz, stałbym się obowiązanych królowi; bez wątpienia, zyskałbym na tem materialnie, lecz w sumieniu mojem straciłbym wiele. Dziękuję.
Athos uścisnął z ukłonem rękę Aramisa i poszedł ucałować serdecznie Porthosa.
— W czepku się rodziłem, wszak prawda? — mruknął w uniesieniu olbrzym, owijając się szerokim swym płaszczem.
— Pójdź, najdroższy — przemówił Athos.
Raul poszedł naprzód, dla wydania rozkazu, aby osiodłano dwa konie. Rozłączyli się już. Athos patrzył ma przyjaciół swoich, gotujących się do odjazdu; mgła jakaś zasłoniła mu oczy i kamieniem spadła na serce.
— To coś dziwnego — pomyślał. — Skąd ta chęć uściskania raz jeszcze Porthosa?
Jednocześnie Porthos zawrócił i szedł z otwartemi ramionami do przyjaciela. Ostatni ten uścisk czułym był, jak w młodości, jak za czasów, gdy serce było gorące, a życie szczęśliwe. Następnie Porthos dosiadł swego konia. Aramis także powrócił, aby objąć ramieniem szyję Athosa.
Athos zawrócił do domu, z sercem ściśnionem, mówiąc do Bragelonna:
— Raulu, coś mi w duszy mówi, że tych dwóch ludzi widziałem po raz ostatni.
— Panie, myśl twoja nie dziwi mnie wcale — odparł młodzieniec — bo i mnie to samo przyszło do głowy, i ja pomyślałem, że nigdy już nie zobaczę panów, du Vallon i d‘Herblay.
— O!... ty mówisz tak, jak człowiek smutkiem zgnębiony, ty z innej przyczyny wszystko widzisz w ciemniejszych barwach; ale młodym jeszcze jesteś, i jeśli nie zobaczysz ich więcej, to dlatego, że ich nie będzie na świecie, na którym tobie pozostaje jeszcze wiele lat do przebycia, Lecz ja....