Nie mogę się opędzić suplikantów zgrai;
A że teżto na świecie nic się nie utai!
Że żyję z ministrami, i choć się nie chwalę,
Przyznać potrzeba, żyję dosyć poufale,
Dla tego wiejska szlachta ułożyła sobie,
Że jak się za kim wstawię, co zechcę, to zrobię.
Mogę ja wprawdzie pomódz, mam i wpływu trochę,
Ale, żebym mógł wszystko, to są myśli płoche;
Koniec końców, co poczta, jak minister jaki,
Odbieram oprócz suplik, samych listów paki;
Do tego jeszcze rządców mych wiosek niewielkich
Także pliki raportów i rachunków wszelkich;
Przy naszém miejskiém życiu rzecz to niby zdrożna.
Lecz mając duże dobra gardzić nią nie można.
Szczęśliwy, komu nieba przyjaciela dały,
Jemu wtedy powierza rządów ciężar cały,
Ten się wszystkiém zatrudnia, odebrawszy wioski,
A on żyje spokojnie i nie zna, co troski;
Szczęście! Szczęście!... Lecz Pana wypada żałować,
Że tak sam jeden musisz myśleć i pracować.
Sam jeden? Waćpan myślisz, żem brudny ów sknera...
Broń Boże!
Co na złoto tylko się obziera?
Bynajmniej.
Że wraz jestem i sługą i panem?