Takie dzieła mą duszą, takie dzieła czytam.
I w nich światło rozumu z rozczuleniem chwytam.
A w tkliwym Floryanie, lub czułym Gesnerze,
Te nadobne pasterki, przyjemni pasterze,
Te miłości wzajemne, ta niewinność prawa,
Do wylewu łez naszych czyż nie mają prawa?
Tak!
Gdy czytam boskiego dumy Ossyana,
Chwytam gitarę, śpiewam zdrojem łez zalana;
Zdaje mi się, najczulsze wybierając tony,
Że dźwięcznej lutni barda dotykam się struny;
Z Kornela, Krebillona lub Rasyna dzieła,
Scenę, która mnie mocą najwięcej ujęła,
Wnet ołówkiem na papier dokładnie przenoszę;
Tak, we wszystkiém znajduję czucie i roskosze,
One są mym żywiołem, nauki — zabawą.
A jak pisze, rachuje, jak tańcuje żwawo!
Otóż rozum na przedaż, bez żadnego składu.
Cóż Książe? nie mówiłem?
Dano do obiadu.
Florko, daj Księciu rękę!... dajże!
(do Lisiewicza) Jak się boi;
Nadto skromna, lecz z czasem z wszystkiém się oswoi.