Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/050

Ta strona została skorygowana.
Lisiewicz (na stronie).

Czart, nie Major.


Major.

Wybieraj... czyń Książe dowoli.


Lisiewicz.

A ja, nim drugi przyjdzie, wymknę się powoli.
(Odchodzi).




SCENA  VI.
Major, Książe.


Książe.
(po krótkiém milczeniu z udanym uśmiechem).

Cóżto, czyśmy wrócili w te szalone wieki,
Gdzie płeć piękna wzywała rycerzów opieki?
Mamyż na Rosynantach, długa dzida w dłoni,
Zbijać karki po polu w miłosnej pogoni?
Albo też siłą barków, lub dzielnością ręki
Wysławiać swej kochanki przymioty i wdzięki?
A na końcu tych szaleństw, po odmiennym losie,
Śpiewać miłość i boje przy echa odgłosie?
Nie, nie; co to, to pozwól, mój luby Majorze,
Trudno, ażebyś całkiem odnowił w tej porze.

(śmieje się).


Major.

Tam do licha...


Lisiewicz.
(przebiegając w lewe drzwi przez scenę, do siebie).

Już idzie.


Książe.
(śmiejąc się głośno z przymusem)

Tego brakowało.

(seryo ironicznie)

Wprawdzie dla Lubomira największą jest chwałą