Lecz dziś widząć, że właśnie, co kryjesz w uporze,
Zyskać rękę Zofii, zjednać ojca może,
Mamże milczeć? sam rozważ.
Lecz powtarzam jeszcze,
W dotrwaniu tajemnicy szczęście moje mieszczę.
Kiedy tak, to rób co chcesz, przeszkód ci nie kładę,
Ale każę zajechać, wsiądę i pojadę.
Może długo, niestety, i ja nie zostanę;
Ależ ostatnie słowo jeszcze mi nie dane.
Wszak przyjęcie Astolfa za odpowiedź służy.
Wprawdzie nic mi dobrego dotychczas nie wróży;
Lecz Zofii tak prędko wyrzec się nie mogę,
I źle czy dobrze, skończę przedsięwziętą drogę.
Bądź zdrów.
Dobra Julio, posłuchaj mię trochę:
Poznasz, że myśli moje nie są tak zbyt płoche.
Kiedy już kilkoletnią podróżą strudzony
W miłe swoje nareszcie powróciłem strony,
Kiedy już ostygł zapał tej radości czystej,
Którą nas poi widok zagrody ojczystej,
Doznałem w krótkim czasie, że ta wolność nasza,
Która się tak okropnie małżeństwem zastrasza,
Która nad wszelkie dobro najdroższą się zdaje,
Wcześniej czy później trochę ciężarem zostaje;
Trzeba mieć swoich działań przyczyny nadane,
Trzeba nosić i więzy, lecz więzy różane,