Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/086

Ta strona została skorygowana.
Julia.

Bardzo dobrze...


Zdzisław.

Z tém wszystkiém, nie będę się chlubił,
Lecz Zofia mi sprzyja i ojciec polubił.


Julia.

Ale kiedy ty idziesz mądrym, wolnym krokiem,
Astolf przy tejże mecie stanął jednym skokiem:
Jego stroje, karykle, konie i żokiety
Pono nad twój rozsądek lepsze są zalety.




SCENA II.
Julia, Zofia, Zdzisław.


Zofia (wbiegając)

Ach kochana Julio...

(nagle się wstrzymuje postrzegłszy Zdzisława. Julia zdaje się czekać co powie nareszcie)


Julia.

Co Zosiu?


Zdzisław.

Jak wnoszę,
Moja przytomność...


Zofia.

Ach nie, proszą zostać, proszę...
Wprawdzie teraz się tylko za wahanie wstydzę,
Bo w tém, com miała mówić, nic złego nie widzę;
Chciałam prosić Julią, by z nami jechała
Ztąd o milkę, na spacer.


Julia (z niedowierzaniem).

To przyczyna cała?...


Zofia.

Ależ bo chciałam także... pokazać ci wprzódy...
Astolfa cudny zaprząg, kocz najwieższej mody,