Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/093

Ta strona została skorygowana.
Astolf.

Bon jour, Mesdames.


Radost.
(obracając się przed idącym Astolfem).

Patrz, mój surdut nowy.


Astolf
(z uśmiechem spojrzawszy z boku).

Niezły.

(przysuwa z hałasem krzesło do Zofii; siadając).

Cóż Comtesse Julie, ustał dziś ból głowy?

(nie słuchając odpowiedzi i wyciągając się na krześle).

Panna Zofia zawsze piękna jak nadzieja.


Radost
(na stronie; poprawiając surdut).

Niezły.


Astolf
(do Zdzisława z przyciskiem).

Do nóg upadam pana dobrodzieja!


Radost
(przypatrując się surdutowi Astolfa i swój poprawiając).

Niezły! taki jak jego.


Astolf
(do Zdzisława, jednym zawsze głosem od początku sceny).

Pod stopki mnie ścielę.


Julia (cicho do Zofii).

Nieznośny.


Zofia (podobnież do Julii).

Prawda, czasem.


Zdzisław (do Astolfa).

Na cóż słów tak wiele?
Nacóż się tak z językiem, i z myślami biedzić,
Czyż po polsku, dzień dobry, nie można powiedzieć?


Radost.

Dobry dzień, czy dzień dobry, twardo i nie ładnie,
A w cudzych mowach, to z ust jak z procy wypadnie: