Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/095

Ta strona została skorygowana.

Twardy język i suchy, kiedy kieszeń pusta,
A z głodu posiniałe, niewymowne usta.

(śmieje się głośno)


Zofia (do Julii cicho).

Co za koncept.


Julia (podobnież do Zofii).

Niemądry.


Radost.

Ależ mon cher ami,
Nie możemy się zawsze zatrudniać fraszkami.

(do Zdzisława)

Prawda?
(do Astolfa) Potrzebne także czasem roztrząśnienia
I nad erudycyą.

(do Zdzisława)

N’est-ce pas.


Zdzisław.

Bez wątpienia.


Radost.

Wszak o literaturach sądzić jestem w stanie?


Zdzisław.

Teraz i mniej znający daje swoje zdanie.


Zofia (do Julii).

Co też nie wygadują!


Astolf.

Widzę więc, że chcecie
Bym zasnął, jak wczoraj pan...


Radost.

O... o... już, plecie

(do Zdzisława uniewinniając się)

Takem był zasłabł koło drugiej po północy,
Że się wstrzymać od spania nie było w mej mocy.