Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/096

Ta strona została skorygowana.
Astolf.

To nie wiem, czyś pan osłabł, czyś się nami znudził,
Ale to wiem, żeś chrapnął, ażeś się przebudził.


Zdzisław (śmieje się głośno).

O słabości niegodna! noc przepędzić we śnie.


Radost (uniewinniając się.)

Ależ bo byłem chory.


Zdzisław.

Ależ bo tak wcześnie.


Astolf.

Teraz dopiero Zdzisław powie nam kazanie:
Że śmieszne i szkodliwe długie w noc czuwanie;
Że nasze dziady, baby, prababy, pradziady
Nie takie zostawiły dla wnuków przykłady;
Że póki z zagranicy nie przyszły zwyczaje,
Szczęśliwe w swej prostocie były nasze kraje;
Nie znano co to miasta, co bezsenne gody,
Co zbytki w stołach, winach, co wykwintne mody;
Ale siano, młócono, i zjadano... (z przyciskiem)
hreczkę.

(śmieje się głośno)


Zdzisław.

Nie, kazania nie powiem, lecz małą bajeczkę.
„Witaj,“ rzekł orzeł „żórawiu z podróży,
Twój powrót cieszy i wiosnę nam wróży;
Usiądź żórawiu na bliższych zagonach,
Powiedz, coś widział w cudzoziemskich stronach.
Ci co tak daleko lecą,
Zwykle korzystają nieco;
I z twojej pewnie będziem mieli łaski,
Nowe poprawy, nowe wynalazki:
Jak żywność chować,
Gniazda budować,