Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/115

Ta strona została skorygowana.
Astolf.

Byś milczał w tym względzie.


Zdzisław.

Cóż ci ręczy?


Astolf.

Twój honor.


Zdzisław.

Honor, w fałsz wprowadzać.


Astolf.

Honor, szczere zwierzenie i ufność nie zdradzać.


Zdzisław.

Ostrzedz, powinność moja.


Astolf (z ironią).

I w dobrym sposobie,
Bo spełniając ją niby, pamiętasz o sobie.


Zdzisław.

Chcesz bym ci pomógł?


Astolf.

Nie chcę, i nie jesteś w stanie.
Napraw, coś mi zaszkodził, zarzuć twe badanie,
I nie zwiększaj śmieszności, którą już ponoszę.


Zdzisław.

Nie, nie, szczerym być muszę.


Astolf.

Co za szczerość, proszę!
Lecz jestżeś zawsze takim? powiedz mi, Zdzisławie!
Zawsze lubisz otwartość w każdej swojej sprawie?
Nie myśl, że ja cię nie znam, żeś wszystkich w błąd rzucił:
Widziałem cię był w Wilnie, gdyś z Paryża wrócił
Oba więc bardzo prostą nie idziemy drogą;
Nie wchodzę, jakie twoje zamiary być mogą,