A wieść, że swój los przyjął bez serca boleści,
W mojém, teraz wzgardzoném, rozpacz tylko mieści.
I cóż więc myślisz robić?
Pójdę do klasztoru.
A, pozwól mi się rozśmiać z twojego wyboru.
Klasztor?., a bale, mody, ów świat ulubiony?
Ach, Julio! bez niego nie chcę i korony.
A z Zdzisławem i chatka...
Mścij się, mścij, masz prawo.
Któż ci mówił, że wesół, że skacze tak żwawo?
Jakub.
To skłamał. Zdzisław ledwie do poznania,
Właśnie niosę ci jego smutne pożegnania;
Odjeżdża, i z wszystkiego to mu najboleśniej,
Ześ mu czekać kazała, gdy już inny wcześniej...
Julio, idź, śpiesz, biegaj, niech nie jedzie w błędzie,
Idź, powiedz mu, że jestem niewinną w tym względzie.
Jakto?
Przed kilku dniami, w zwyczajnej rozmowie,
Gdym wcale nie myślała o ostatniém słowie,