Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/165

Ta strona została skorygowana.
Rotmistrz.

Jednak...

Major.

Nic nie wiem.

Porucznik.

Przecie...

Major.

Nic, nic u kata! Gdy jedna mówi, druga jej zazdrości, jedna od drugiej mędrszą się mniema; tak, chociaż wszystko zawsze w jedném słowie, gadaninie końca niema, a o co rzecz idzie, mądry kto zgadnie. Jednak, czy się dowiemy czy nie, wypada przyjąć je godnie. Połączmy nasze starania. Nieszczęście tylko, że nikogo nie mamy takiego w domu, coby umiał damy przyjąć.

Porucznik.

Aha: źle, kobiét niema.

Kapelan.

Niema gdérać komu.

Rotmistrz.

Szkoda w samej rzeczy, żeśmy się ostatniej pozbyli.

Major.

Hej! Grzesiu! Rembo! Zaraz wszystko będzie.

(Rembo i Grzegorz wchodzą).
(do Remba)

Niech Kutasiński na łysego wsiędzie i dalej w pogoń za klucznicą; a jak ją dojdzie, niech baba nie trzepie, nie rozprawia, i czém prędzej na łysego wsiada.

Kapelan.

Nie uchodzi, nie uchodzi.

Porucznik
(śmiejąc się, do Remba)

I niech tęgim kłusem wraca.