Ale nie uchodzi.
Ale czemu? czyż nie kłusują nasze markietanki? (do Remba) Zresztą jak zechce, niech zrobi; byle mi (patrząc na zegarek) na jedenastą klucznicę przystawił. Marsz! Jedno już jest. (Rembo odchodzi)
Wszystko to jeszcze fraszka, ale obiad, obiad, to sęk; bo nie zwodźmy się umiejętnością Kordesza. Słynie on wprawdzie w obozie, jak najlepszy kucharz; ale cóż umie dobrze zrobić, mówiąc między nami: huzarską pieczeń i pieczeń huzarską.
Nie uchodzi, nie uchodzi.
Dla dam, innych przysmaczków, innych łakoci potrzeba. Trzeba jakiejś na stół ozdoby, coś pięknego, coś lekkiego.
Wiem, wiem czego trzeba. Wszystko to Grześ zrobi. Bywał po różnych miastach, po różnych dworach, widział różne kuchnie; Grześ, Grześ zrobi ciasta.
Ale...
A ty, mój Edmundzie, zatrudnisz się, z łaski swojej, szykiem potraw; bo to, słyszę, teraz rzecz wielkiej wagi, czy ryba po mięsie, czy mięso po rybie. A Grześ, chłopak w ciemie nie bity: zrobi, choć czego nie umie.