Droga Zofio! miejmy nadzieję; chciejmy ją mieć. Od chwili jak cię tu zoczyłem, jakieś niewymowne przeczucie szczęścia, duszę moję napełnia. Ciebie tu spotykam, ciebie, którą od tak dawna napróżno szukałem.
I mego ojca wszystkie starania były daremne; nie mógł się nawet dowiedzieć, z którego pułku byli żołnierze, na których czele wyrwałeś go śmierci, a mnie najokropniejszemu nieszczęściu. W ostatniej życia godzinie wspominał cię z wdzięcznością i mnie ją przekazał w jedynej spuściznie.
Więcej niż wdzięczność, zyskałem miłość twoję.
Najszczérszą i najświętszą, bo uprawnioną ostatnią wolą ojca.
Innych praw nie roszczę.
A mogęż zapomnieć...
Kochana Zofio! wierz mi... moja czynność wychodzącym z niebezpieczeństwa zdała się dziełem anioła; ale w rzeczy, ledwie warto ją wspomnieć.
Żałowałem tylko, że zbliżający się nieprzyjaciel nie dozwolił mi zabezpieczyć dalszej waszej podróży i że w tém zamieszaniu żadnej a żadnej nawet o waszém nazwisku nie powziąłem wiadomości.
Mój ojciec w podróży, został przymuszony nagłą słabością zatrzymać się dni kilka w domku jednego leśniczego. W trzy dni po przechodzie naszego woj-