Lecz panie Janie, zrzędzisz nadaremno.
Służący mi potrzebny i już idzie ze mną.
Zrzędzisz! proszę, ja zrzędzę! brawo, to mnie bawi!
Ja zrzędzę! Nie, już nigdy świat się nie poprawi,
Wszak takich jak braciszek, posiada bez miary,
Co liczą chęć poprawy pomiędzy przywary.
Niech mi żona mniej gada, córki mniej się stroją,
Niech mnie słucha rodzeństwo, synowie się boją;
Niech sługa wierny, trzeźwy, zważny na me słowa,
Swojej służby pilnuje, a mego nie chowa,
Słowem niech wszystko idzie jak chcę i ułożę
A nigdy nie połaję, — gęby nie otworzę.
Pan Jan, Zofia.
Miałabym małą prośbę...
Fe, to wstyd dla Zosi,
Wstyd zawsze dla panienki, kiedy o co prosi:
Proszoną być powinna panna znakomita;
Ale każda z was dzisiaj o to się nie pyta
Czy to tak skromnie, ładnie, czy to tak przystoi,
I starego panieństwa jedynie się boi,
A gdy duży majątek obejmie przed czasem,
Zaraz piskliwy szpaczek zacznie śpiewać basem.