Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/271

Ta strona została skorygowana.
Zofia.

Wiem, co mam mówić, jeśli mnie posłucha.


Lubomir.

Któżby twego boskiego nie chciał słuchać głosu!
Pewnie więc dobre zyskasz rozstrzygnienie losu;
Ja zaś w czas należyty drugiego sprowadzę,
A jeśli się nie uda, i temu zaradzę. (odchodzi.)


Zofia (sama).

Żeby mi też kto mądrze wytłómaczył przecie,
Na co się opiekuny przydadzą na świecie?
Dla płochych dzieci jeszcze, bo te mogą błądzić;
Ale dla mnie!... Ja sama potrafię się rządzić,
Nie potrzebuję, nie chcę w niczém mieć zawady,
Niktby mi, gdybym chciała, nie dał tutaj rady.
Ach słryj!...






SCENA V.
Zofia, Pan Jan.


Pan Jan.

Czegoż Waćpanna stoisz jak na straży?
Pewnie jakiś koncepcik po głowie się marzy.
Ale muszą złe myśli błądzić po rozumie,
Kiedy kto się czém dobrem zatrudnić nie umie;
Wtedy z kąta do kąta włóczy się i ziewa
I patrzy kto odchodzi albo kto przybywa.
Czegoż Waćpanna żadasz, czy dzisiaj usłyszę?
Przerwijże już łaskawie świętobliwą ciszę;
Nie lubię tej pokory, milczenie mnie nudzi.


Zofia.

Boję się...


Pan Jan.

Cóżto znowu, czym straszydłem ludzi?