Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom I.djvu/277

Ta strona została skorygowana.
Lubomir.

Wtedy Pan Piotr toż samo zadałby pytanie.


Zofia (do pana Piotra).

Ach, luby stryju, zezwól...


Pan Piotr.

Nie, to być nie może.


Zofia (do pana Jana).

Stryju, błagam...


Pan Jan.

Nic z tego.


Zofia.

Cóż czynić, o Boże!

(płacze)


Lubomir.

Wskażcieże mi Panowie sposób, czynność, drogę,
Jak Zofią zasłużyć i pozyskać mogę.


Pan Jan.

Wcześniej tak trzeba było mówić ze mną szczérze,
A teraz téj pokorze nie ufam, nie wierzę,
I bądź pewnym, że głowy dla kształtu nie noszę.


Lubomir.

Proszę...


Pan Jan.

Dłużej nie nudzić, ja go także proszę.


Lubomir.

Rzecz dziwna niesłychana! niechże wiem przyczynę,
Niechże poznam przestępstwo albo moję winę.


Pan Piotr.

Jesteś młodym, więc słuchaj, co stary powiada:
Każda jakabądź władza przywilej posiada,
Że czy szczęściem, czy smutkiem swych niższych nabawia,
Nigdy się i z niczego przed nimi nie sprawia.