Szanuję ten przywilej; ale każde dzieło
Musi się kiedyś skończyć, gdy początek wzięło;
Zatem i każda władza, zwłaszcza nadużyta,
W szczęściu lub smutku niższych, niech swój wyrok czyta;
Nie jeden trwogi dozna, co rozrzucał trwogę.
Tę małą, od młodego, chciej przyjąć przestrogę.
Pan Jan, Pan Piotr, Zofia.
Kiedy tak... więc powiadam...
Cóż?
Nic... lecz chcę prosić.
Chciejcie raz wasze myśli wyraźnie ogłosić,
Aby się Pan Lubomir mógł do nich stosować;
Wszak mnie żywą w klasztorze nie chcecie pochować.
Trzeba, abym wiedziała, co się ze mną dzieje,
Chcę się dowiedzieć, jaką mieć mogę nadzieję.
W szesnastym roku życia myśli nie są płoche,
I można swoim losem zatrudnić się trochę;
Ślepo wierzyć nie będę lada jakiej radzie,
Zwłaszcza, gdy mojej woli stanie na zawadzie.
Zatém powiadam... męczcie, dręczcie moję duszę,
Róbcie, co tylko chcecie, ja męża mieć muszę.
Tam do kata! doprawdy?