Wszakżem rzekł dopiéro,
Że panieńska lękliwość nie zawsze jest szczérą;
Otóż ta, co dwóch zliczyć nie umie z pozoru,
Patrzcie, jak nas odważnie wyzywa do sporu.
Co ja chcę, Mościa Panno, w jakimkolwiek względzie,
Niech zawsze dla niej prawem, świętém prawem będzie;
Łzom kobiecym nie wierzę, fochów się nie zlęknę,
I błagać przebaczenia przed nią nie uklęknę;
Proszę więc pójść i czekać, aż przyszlemy po nią.
Sami kochać nie mogą, to i drugim bronią.
Pan Jan, Pan Piotr.
Czy to brata był układ, Bóg to raczy wiedzieć.
Trzeba więc będzie tutaj sto lat jeszcze siedzieć;
Jednakże nie zezwolę.
Zezwolić nie mogę.
Byłoby tryumfalną uścielić mu drogę.
Bo jeśli jego wola, drwiłby potém ze mnie.
O zgrozo! chcieć mnie, brata, podejść tak nikczemnie!
Ale może na kogo innego się zgodzi,
A dając Zosi męża, i mnie oswobodzi.