Jutro się zmartwi stratą szacunku u świata.
A! pozwól, nad tą myślą niech się jeszcze dziwię,
Chciałeś Zofii zjednać piękny los prawdziwie!
Obcą zawsze, czasami i zbytnią w swym domu,
Być świadkiem, towarzyszką szaleństwa i sromu,
Słyszeć i w dzień i w nocy krzyki i wiwaty,
Bać się i nie módz wstrzymać majątku utraty,
Nareszcie zwykłym skutkiem podobnego życia,
Szukać gdzie w cudzym domu lichego ukrycia;
To jest przyszłość niechybna i ta Zosię czeka,
Jeżeli ją tak nasza obdarzy opieka.
Lecz na cóż długo szukać, gdy potrzeby niema?
Pan Smętosz, blizki sąsiad, niechaj ją otrzyma.
Ten kutwa, co do skrzyni przed gośćmi się chowa,
Który już wszedł w przysłowie, gdy o skąpych mowa;
Nędzą, głodem, wśród złota na pół umorzony,
Jakże mu myśl przyjść mogła szukać sobie żony!
I którażto pomyśli zostać jego żoną?
Nie było jeszcze takiej i nie będzie pono.
Wszakto jego zdarzenie tak sławnem zostało,
Że o niem niewiedzących znajdziesz bardzo mało.
Onto, sług wypędziwszy swem sknerstwem bez miary,
Został się sam przy skrzyni, przy bramie pies stary,
Wierny, bo na łańcuchu, zażarty, bo głodny,
Był straszny dla hultajów, dla pana dogodny.
Lecz gdy pan zawsze pościł, jak i teraz pości,
A pies już nie dostawał ni chleba ni kości,
Wychudł... nareszcie skonał jednego wieczora,
A w nim razem i sługa i straży podpora.