Wtedy to nasz pan Smętosz tając śmierć brytana,
Właził wieczór do budy i szczekał do rana;
Lecz choć dobrze udawał brysia nieboszczyka,
Łotr jakiś z lepszym węchem do domu się wmyka,
I gdy sknera aż chrypnie, tak wyje i szczeka,
Złodziej z jego pieniędzmi szczęśliwie ucieka.
Hm, species dykteryjki...
Prawda, prawda czysta,
Zaświadczy sto żyjących, zaświadczy ich trzysta.
A, pozwól, nad tą myślą niech się jeszcze dziwię,
Chciałeś Zofii zjednać piękny los prawdziwie!
Jednak nie mogę myśleć abyś mówił szczerze,
Żeś się tylko chciał spierać, temu chętniej wierzę.
Czy tak?
Tak, tak, tak!
Prawda, ja zrzędzę od rana!
Bo jakże... ale proszę... bo czy rzecz słychana,
Żeby chcieć synowicę zrobić Smętoszową!
Ten, co...
Coś już powiedział, nie wszczynaj na nowo.
Mniejsza z tem... bierz go licho!
Kiedy tak, więc za nic
Niech będzie i mój projekt, za nic Kasztelanic;
Bo nie jestem uparty...