Co ci dobrém dziś, jutro złém się staje.
Słuchaj...
Nie chęć poprawy, złość nauki daje,
I jak żmija zjadliwa, co się wkoło ciska,
Tak Pan kaleczysz, kogo zoczysz zbliska.
Niemieję! czy ja żyję?
A Waćpan, mój panie,
Czego się śmiejesz, czego? tak śmieszne me zdanie?
Ale nie, znam go dobrze; udręczenie brata
Jakby największa roskosz do duszy mu wlata
I ten uśmiech sprowadza; dobrze, wyśmienicie!
Pięknemi uczuciami oba się szczycicie!
Pan to jesteś najpierwszą zawadą do zgody:
Mogące przekonywać zarzucasz dowody,
Najświętsza prawda, równie jak i błędne zdanie,
Znajduje w tobie sprzeczność, podlega naganie;
Myślisz tylko, czém wzniecić, czém utrzymać kłótnie
Smutnem zwaśnieniem drugich pastwisz się okrutnie,
I tak jesteś nie tylko dla swoich zgryzotą,
Lecz i całej ludzkości szkodliwą istotą.
Pan Piotr, Pan Jan.
No, i cóż Panie Piotrze, dosyć niespodzianie
Usłyszałeś rzetelne, potężne kazanie.