Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.
Alfred.

Nieznośny człowiek...

Justysia.

Jutro będziesz Pan się gniewał...

Alfred (stając w oknie).

Nie dać komu spokojnie wieczora przepędzić!
Po to wraca, żeby zrzędzić.

Justysia.

Dalej, bo, na honor, zrzucę.

Elwira (do Alfreda).

Kiedy?...

Alfred.

Za chwilę powrócę. (wychodzi)


(Elwira siada przy okrągłym stole, bierze robótkę i szyje: Justysia wybiega).





SCENA III.
Elwira, Wacław.
(Wacław wchodzi, spogląda na Elwirę i wzrusza ramionami, rzuca kapelusz i chodzi czas jakiś po pokoju.)
Wacław (stojąc przed Elwirą).

Czemu też raz w rok nie wyjedziesz przecie?
Można by się czasami pokazać na świecie.
Zawsze cię w domu, zawsze samę widzę.

Elwira.

Lubię samotność.

Wacław.

Ja jej nienawidzę.

(chodzi, po krótkiem milczeniu)

Gust osobliwszy, siedzieć zawsze w domu!

Elwira.

Gust nie szkodzący nikomu.