Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.
Wacław.

O, zapewne, zapewne, nikomu nie szkodzi;
Ale że nudny, mówić mi się godzi.

(chodzi, po krótkiem milczeniu)

Czy także lubisz tę smutną ciemnotę?

(drzwoni mocno i do kamerdynera)

Świéc! (przynoszą dwie świece. Siada i ziewa).
Porzuć też tę robotę,
Zawsze te igły i nitki;
Że u kobiét miary niema!
Albo bale, uczty, zbytki,
Albo też z spuszczonemi nad szlarką oczyma,
Jakby w krzesła powrastałe
Szyją i dłubią dnie całe.

(długie milczenie; Elwira siada do fortepianu, cicho zacząwszy, gra coraz mocniej)
Wacław (do siebie).

A six, cztéry honory, As, Dama karowa,
I dać im skończyć robra! To gra całkiem nowa!
Rzecz niesłychana! I jemu grać w Wiska!
I jeszcze łaje i kartami ciska.
Wygrywam Asa, bo się gracza boję...
Ach, kochana Elwiro, uszy, uszy moje!
Daruj im to Allegro, daruj im te trele;
Tego harmonicznego hałasu za wiele,
Niemiłosiernie uderzasz w klawisze,
Myśleć nie można, sam siebie nie słyszę.

(Elwira wstaje i siada przy stole, otwiera książkę; po krótkiém milczeniu)

Nie wiem co znaczy, wszędzie pełno ludzi,
U nas rzadko kto, i każdy się nudzi;