Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.
Alfred (kończąc).

Była niegdyś jaszczurką, teraz jest jaszczurą.

Wacław.

Wszędzie coś gani, coś śmiesznego widzi,
Zawsze się dąsa, zawsze z kogoś szydzi...
Ale mów o kim innym, nie lubię tej baby.

Alfred.

Był więc Erazm: rumiany, chociaż niby słaby,
Zawsze słodko mówiący, choć pół głosu chował.
Najczulej Stolnikowej urodzin winszował,
Mnie zaś imienin w dziesiątej oktawie,
Panu Janowi, że mieszka w Warszawie,
Księciu, że w domu dwoje dzieci zastał
I tak się mocno rozmachał, rozszastał,
Że i Staroście winszował,
Że żonę pochował,

Wacław.

Gdy do mnie idzie albo przy mnie staje,
Żem solenizant, zaraz mi się zdaje,
W istocie ta figura zawsze winszująca,
Śmiejąca, kochająca, jest bardzo nudząca.

Elwira.

Dobre ma serce.

Alfred.

Jak gdyby baranek.

Wacław.

Słodki jak lukrecya, dobry jak rumianek.

Alfred.

Byłbym w uwagach czas dłuższy tam strawił,
Gdyby Kasztelan strachem nie nabawił.
Postrzegłszy, że już ku mnie rozpuścił swe żagle,
Nie chcąc słuchać procesów, wymknąłem się nagle.