Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

Twarzyczka luba, dowcipne wejrzenie,
Co raz zgon wróży, raz ciska płomienie,
Uśmiech, co z marsem pomieszać się lubi,
Uśmiech zdradziecki, co każdego zgubi,
Usteczka małe, całuskom stworzone,
Objęcie pieszczone,
Przyjemność boska, boska postać cała;
Słowem, że się Justysia sercu podobała.

Justysia.

Słówek nie braknie i choć im nie wierzę,
Nie wiem dla czego dotąd kocham szczérze,
Lecz gdy Pan nad rok już nie kochasz więcej,
To mnie tylko zostaje pono sześć miesięcy?

Alfred.

Nie, ciebie kochać będę nad wszelkie kochanie,
Póki będę mógł kochać, póki życia stanie,
Przysięgam!...

Justysia.

Hola! stój Pan, nie przysięgaj proszę:
Gdzie przysiąg trzeba, tam nikną roskosze.

Alfred.

W jakimże dzisiaj Justysia humorze?
Łajesz mnie ciągle, ja słucham w pokorze.

Justysia.

Jeszcze raz tylko połaję.

Alfred.

Jeszcze raz jeden, przystaję,
Ale potém...

Justysia.

Naco też pisać listów tyle?
Mogą nas wydać, przykre sprawić chwile.
Dawniej je pani przy sobie nosiła,
Lecz teraz taka plika się zrobiła,