Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.
Wacław.

Nie, to być nie może.

Justysia.

Później się dowiesz.

Wacław.

Nie, teraz chcę wiedzieć.

Justysia.

Smutku nie cofniesz.

Wacław.

Koniec mu położę.

Justysia.

Nie mogę.

Wacław.

Dobrze, możesz nie powiedzieć,
Wiem, te łzy twoje, wiem, co mogło sprawić,
Płaczesz, bo nie śmiesz w oczy mi wyjawić,
Żeś mnie już kochać tak prędko przestała;
Otóż to twoja tajemnica cała.

Justysia.

Cóżeś pan wyrzekł! Ach, takie mniemanie
Wyrywa przykre z ust moich wyznanie,
Że się na zawsze z panem rozstać muszę,
Że to jest tajemnica, co dręczy mą duszę.

Wacław.

Rozstać się ze mną?

Justysia.

Tak, i to w tej dobie.

Wacław.

Justysia żartuje sobie.

Justysia.

Nie, Panie, nie żartuję: wolę miejsce stracić,
Niźli za dobrodziejstwa niewdzięcznością płacić.
Nie, nigdy mojej Pani zmartwienia nie sprawię,
Tej z którąm wychowana od kolébki prawie,