Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

Szczére czyli nie szczére twoje powołanie,
Dość że spełnioném nigdy nie zostanie.
Kocham cię, ty mnie kochasz, niech będzie dość na tém,
Bo cię na wszelki sposób pogodzę ze światem.

Justysia.

Nareszcie choćbym nie szła do klasztoru,
Muszę się ztąd oddalić dla mego honoru.
Jakaż mnie przyszłość czeka, jakąż mieć nadzieję!
Że biédną, opuszczoną... Ach, cała truchleję!

Wacław.

A, miej lepsze mniemanie o moim honorze.
Że się kiedyś rozłączym, to wszystko być może;
Lecz opuszczoną Justysia nie będzie:
Jej los przed wszystkiém mieć będę na względzie.
Posag panieńskie zwykł pomnażać wdzięki:
Gdy go Justysia do swoich przyłączy,
Nie jeden pewnie zapragnie jej ręki,
Tak nie klasztorem wszystko się ukończy,
I jeśli słowom nie dowierzasz może,
Dziś jeszcze pismo w twojej ręce złożę;
Bo szkoda tę twarzyczkę kratami zasłaniać.
No jakże? Słówko. Myślisz... zdajesz się nakłaniać...

Justysia.

Ach, łatwo Pan zwycięztwo nade mną odnosisz,
Bo nie mogę odmówić, kiedy o co prosisz.

Wacław.

Więc zostajesz?

Justysia.

Zostaję.

Wacław.

Bardzo mnie to cieszy.
Ale kto prawdę kryje, ten najwięcej grzeszy;