Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyznajże szczérze, ja się nie urażę,
Czy w rzeczy klasztor był w twoim zamiarze?
Lub też czyś może chciała w mniej ostrym sposobie,
Do swej pokuty przybrać towarzysza sobie?

Justysia.

Oto piękne zapytanie! (płacząc)
Otóż nagroda za moje kochanie!

Wacław.

Kiedyż bo zaraz płaczesz.

Justysia.

Powinnabym szlochać,
Że na moje nieszczęście muszę Pana kochać;
Mogłam pójść za mąż, być Panią bogatą,
Jednak dla Pana nie zważałam na to.

(płacząc)

Ale kiedy tak... kiedy tak Pan mniemasz,
Kiedy ufności w mojej cnocie nie masz,
Dostanę sobie męża będę swój dom miała
I będę sobie innych, grzeczniejszych kochała.

Wacław.

Ależ Justysiu, cóżto za myśl płocha?
Kto za mąż idzie, ten innych nie kocha.

Justysia.

A kto się żeni?

Wacław.

Kto się, mówisz, żeni?
Kto już żonaty?... to jest kto ma żonę?...
To co innego... bo choć stan odmieni...
Mężczyznie wszystko pozwolone.

Justysia (do okna biegnąc).

Ktoś wjeżdża... Pani!

(wybiega z pokoju)
Wacław (sam).

Jest, wraca, no proszę.