Wyznajże szczérze, ja się nie urażę,
Czy w rzeczy klasztor był w twoim zamiarze?
Lub też czyś może chciała w mniej ostrym sposobie,
Do swej pokuty przybrać towarzysza sobie?
Oto piękne zapytanie! (płacząc)
Otóż nagroda za moje kochanie!
Kiedyż bo zaraz płaczesz.
Powinnabym szlochać,
Że na moje nieszczęście muszę Pana kochać;
Mogłam pójść za mąż, być Panią bogatą,
Jednak dla Pana nie zważałam na to.
Ale kiedy tak... kiedy tak Pan mniemasz,
Kiedy ufności w mojej cnocie nie masz,
Dostanę sobie męża będę swój dom miała
I będę sobie innych, grzeczniejszych kochała.
Ależ Justysiu, cóżto za myśl płocha?
Kto za mąż idzie, ten innych nie kocha.
A kto się żeni?
Kto się, mówisz, żeni?
Kto już żonaty?... to jest kto ma żonę?...
To co innego... bo choć stan odmieni...
Mężczyznie wszystko pozwolone.
Ktoś wjeżdża... Pani!
Jest, wraca, no proszę.