Ty mieć nie możesz duszy tak nikczemnej,
Nie zdeptałbyś ludzkości dla chluby daremnej
I łzami memi twej cnoty nie zmazał:
Tyś musiał mnie porzucić, honor ci tak kazał.
Wszak prawda? musiałeś mnie zwodzić,
Ciężkim pociskiem w to serce ugodzić;
Ach powiedz, zaklinam cię, zmniejsz, skryj twoję winę,
Jak najpłonniejszą wynaleź przyczynę,
Jak najmniej wiary godną, ja chcę, ja uwierzę;
Lada pozoru uchwycę się szczérze,
Nie żebym w dawnych marzeniach została,
Lecz żebym ciebie cnotliwszym widziała.
Zgadują teraz twych żalów przyczynę:
Zazdrosnaś, i o kogo? O biedną Alinę;
Ale jakżeś ją mogła porównywać z sobą?
Ty, która jesteś płci pięknej ozdobą,
Ty, przed którą pół świata musi się uniżać,
Ach, jakżeś mogła tak sobie ubliżać
I brać za miłość rozrywkę z mej strony?
Lecz żebym cię przekonał, ile jest ceniony
Każdy zadatek uczucia Aliny,
Oto jej bilet, w swym guście jedyny,
Mocny morałem i wczesną obroną,
Obok obietnic, o co nie proszono.
Zdzieram go w sztuki, bądź pewna że szczérze,
I u nóg twoich kładę go w ofierze. (zbliża się)
Zgoda zatém, Elwiro, niechaj znowu stanie,
Przebaczam nawet dla niej, krzywdzące mniemanie.