Ta strona została uwierzytelniona.
AKT III.
SCENA I.
Elwira, Justysia.
(Elwira siedzi oparta na stole, trzymając chustkę na oczach.)
Justysia (wnosząc kilka pakietów).
Otóż Pana Alfreda słodziutkie bilety,
Zewsząd, gdziem mogła zgadnąć, zbierałam pakiety:
Z środka kanapy ta największa plika,
Ta z pod krosienek, a ta ze stolika,
Te zaś z komody związane łańcuszkiem,
Ten pakiet był za biurkiem, a te dwa za łóżkiem;
Patrzałam, szukałam wszędzie,
I zdaje mi się, że już wszystko będzie.
Elwira.
Jeszcze nie wszystko.
Justysia.
Jeszcze nie? gdzież skryte,
Niech Pani powie, te skarby obfite?
Elwira.
Są jeszcze za portretem.
Justysia.
Czyim?
Elwira (z westchnieniem).
Mego męża.
(do odchodzącej)
Ach, i pod ołtarzykiem, gdzie się modlę codzień.
(Justysia odchodzi)