O, jakże litości godzien
Kogo miłość uciemięża!
Próżno rozsądku przyzywa
I nienawiść nieci w sobie,
Wrzące czucie wszystko zrywa,
Świat w kochanej ma osobie.
Próżno powtarzam, że go nienawidzę,
Że się taką duszą brzydzę,
Ach, próżno w męztwo, wstręt, we wzgardę się zbroję:
Jego serce szuka moje,
Chcąc mych nieszczęść dojść przyczyny,
Moim kosztem go tłómaczę,
Chcąc żałować mojej winy,
Jego straty tylko płaczę.
Tą razą pewnie wszystkie, i kącika niema,
Gdziebym nie była własnemi oczyma;
A teraz ogień czém prędzej rozłożę,
Niechaj jeden po drugim, jak złoczyńca zgorze.
Jakże, Justysiu, twego zezwolenia czekał?
Chciał się ztąd wykraść i stałość przyrzekał?
Wszak już mówiłam: chciał mnie uprowadzić,
Miłość przysięgał, lecz ja nie chcąc zdradzić...