On cię także nie kocha i tylko cię zwodzi.
Tego nie wiem.
O, pewnie, wątpić się nie godzi,
Gdzieżby mógł Alfred zakochać się w tobie?
Czemuż nie? Cóż to Pani widzisz w mej osobie,
Coby mi w sercach odrazę czyniło?
No, no, mniejsza z tém, jak było tak było.
Ale trzeba odesłać wszystkie jego dary;
Nie możesz ich zachować.
Wszak dla lepszej wiary
Wzięłam i dotąd mam jeszcze przy sobie,
Lecz co Pani rozkaże, to z niemi dziś zrobię.
Jakże, Justysiu, nie on pisał listy?
Wszak dałam Pani dowód oczywisty
I sam wyznał niestałość, czyliż jeszcze mało?
Lecz na cóż myśleć o tém, co się stało?
Dobrze mówisz, Justysiu, już myśleć nie trzeba,
Za moję ufność tak zdradzić, o nieba!
Takem wierzyła, takem go kochała,
W niego już przeszła dusza moja cała!
Cóż z tej miłości, kiedy zawsze z trwogą,
Kiedy z jej łaski łzy oschnąć nie mogą;