Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

Powiedzże, czyje to listy być mogą?

(drąc list w ręku; z wrastającą niespokojnością)

Powiedz, duszyczko, ja cię bardzo proszę,
Ja ztąd nic złego, całkiem nic nie wnoszę,
Ja nie posądzam; ależ to nie ładnie
Czekać, aż twój mąż tajemnicę zgadnie.
Czyjeż te listy? żono droga, miła!
Tylko jedno, jedno słowo,
Dopiéroś tyle mówiła!
Odpowiedzże mi, daj znak, kiwnij głową.

Elwira.

Nie mogę.

Wacław.

Dziwnie! Jednak wiedzieć muszę.

Elwira.

Chętniebym całą odkryła ci duszę,
Ale przysięgam, nie o mnie mi chodzi.

Alfred.
(wchodzi i chce się cofnąć).

A, przepraszam.

Wacław.

Nic nie szkodzi.

Alfred.

Może w zły czas...

Wacław.

I owszem; mam pomówić z tobą.

Elwira (wstając)

A, tego już nie zniosę. (odchodzi).

Justysia.
(przybliża się do Wacława).

Przed obcą osobą...