Pięknie, Panno Justyno, najpiękniej, wybornie!
Czemuż oczki spuszczone? czemu tak pokornie?
Już mnie nie zwiodą te minki udane:
Znane jej serce, nadto dobrze znane;
Nic nie chcę słuchać, nic zmiękczyć nie zdoła.
Cóż, nic nie mówisz? nie śmiesz podnieść czoła?
Zwiodłaś mnie dla drugiego, zastąpi go trzeci,
Fe, wstydź się Mościa Panno; nic bardziej nie szpeci
Jak płochość, chytrość, zmienność i nieczułość razem,
A wszystkich tych przymiotów Waćpanna obrazem.
Cóżto jest?
Ach, ach, jakże mnie to bawi,
Kiedy się Pan gniewa;
Lecz za cóż mi Pan to kazanie prawi?
Za cóż tak przezywa?
Czemuż mnie i Wacława uwodzisz, fałszywa?
W jednej, w tej samej dobie, ledwie nie w godzinie
Nie mówiszże obydwom, że kochasz jedynie?
Ni Pana, ni też jego nie zwodzę w tej mierze,
Mówię mu że go kocham, bo też kocham szczérze.