Podwaja każdą roskosz, uśmierza zgryzoty,
Zachęca nas, nagradza, unosi do cnoty;
Mająż z najświętszych uczuć czynić nam ofiary,
A barbarzyństwo mężów zostawać bez kary?
Nie, póki serce bije, władać mogą dłonie,
Dopóty walczyć będę w płci pięknej obronie.
Dobrze, niech i tak będzie. Lecz gdy strasznym losem
Ow mąż, cnót ciemiężyciel, rozstał się z swym nosem,
Gdyś już Pan tak chwalebnie użył swojej broni,
Dla czegoż uciekamy, kiedy nikt nie goni?
Miałżem czekać spokojnie na zazdrośnych wrzaski,
Na dziękczynienia kobiét i ludu oklaski?
Nie, ja tylko w mej duszy chcę znaleść pochwałę;
Nareszcie jedno miasto jest pole za małe:
Obu światom chcę zostać chwalebnym przykładem.
Niech więcej młodzian idzie za wskazanym śladem,
Niech ze mną śmiało prawdy zaświecą pochodnie,
Bronią dręczoną cnotę a zgramiają zbrodnie.
Nie pytam w jakie kraje losy mnie powiodą,
Ludzkość oswobodzona będzie mi nagrodą;
Stronnictwo, mych zamiarów nie wzruszy, nie zaćmi,
Świat cały mi ojczyzną, wszyscy ludzie braćmi.
Ach!
Wziąłem cię ze sobą, bom mniemał, niestety,
Że na prawego giermka masz dosyć zalety!
Ach!