Czemu o wdziękach przedmieścia rozprawiasz
A o zysku ani słowa;
W ręku służących twój handel zostawiasz.
Wszakci to strata gotowa.
Wolę mniej zysku a więcej spokoju;
Z młodum pracował do krwawego znoju,
Dziś choć niestary ale i niemłody,
Nie dziw, że lepszej chcę użyć wygody.
Niewielkie w mieście były twoje trudy,
No, i zabawy bywały nagrodą,
Ale tu poznasz, poznasz co to nudy...
Lecz z drugiej strony, kto ma żonę młodą...
Co?... młodą żonę? i cóż ztąd wynika?
Nic, dobrze...
Dobrze, ja wiem, wyśmienicie!
Ale rozumiem... Coto za myśl dzika!
Wierzyć nie można żadnej już kobiécie?
Każda więc żona, każda ma być płocha?
Otóż ja, ja mojej wierzę.
Nie wątpię... wiem, że cię kocha.
Kocha, tak kocha, bo jej ufam szczérze.
Hm, hm, czy się o to pytam?
O, wiem co myślisz... w twoich oczach czytam: